Eksperci wypowiadają się na temat tego, co dzisiejsze liczby i ścieżki rozwoju przypadków mogą oznaczać dla jutrzejszego obrazu COVID-19 w Stanach Zjednoczonych.
Kolejna fala COVID już nadeszła, ale może być mniej dotkliwa
Mgr Damian McNamara
10 maja 2022 r. -- Rosnąca liczba zachorowań i hospitalizacji na COVID-19 prawdopodobnie oznacza, że znajdujemy się w nowej fazie pandemii. Przewiduje się, że liczba Amerykanów umierających z powodu wirusa COVID-19 również wzrośnie, chociaż w krótkim okresie czasu nie będzie ona przypominać poprzednich fal.
Takie są wnioski zespołu ekspertów z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, którzy powiedzieli dziennikarzom we wtorek, że w krótkim okresie czasu nie oczekuje się tak poważnego wzrostu zachorowań, jak w przypadku poprzednich fal. Jednak, jak powiedzieli, to wszystko może się zmienić.
Jak powiedział dr David Dowdy, w ciągu ostatnich kilku tygodni liczba zachorowań wzrosła trzykrotnie, podczas gdy liczba hospitalizacji spowodowanych wirusem COVID-19 wzrosła o 25%.
Dowdy przewiduje, że wzrosną również wskaźniki zgonów. Liczby te zazwyczaj podążają za wskaźnikami hospitalizacji o kilka tygodni, "ale nie zobaczymy ich gwałtownego wzrostu" - powiedział.
COVID-19 nadal zabija średnio 300 Amerykanów dziennie, więc pandemia jeszcze się nie skończyła, powiedział Dowdy, profesor nadzwyczajny epidemiologii w Johns Hopkins School of Public Health. "Ludzie wciąż umierają z powodu COVID i nie możemy wykluczyć, że w najbliższych miesiącach może dojść do dużej fali".
Więcej łagodniejszych przypadków
Z bardziej pozytywnych aspektów Dowdy powiedział, że przeciętny przypadek COVID-19 z czasem staje się coraz łagodniejszy.
"Prawdopodobnie wynika to raczej z faktu, że jako populacja budujemy odporność, a nie z tego, że warianty same z siebie stają się coraz łagodniejsze" - powiedział Dowdy.
Mimo że dla większości to dobra wiadomość, dodał: "Oznacza to, że dla osób, które nadal nie są zaszczepione, nie nabyły odporności lub mają osłabiony układ odpornościowy, wirus ten jest nadal bardzo niebezpieczny i śmiertelny".
Epidemiolodzy w dużej mierze opierają się na liczbach, a Dowdy przyznał, że liczby przypadków są mniej wiarygodne w tym momencie pandemii, biorąc pod uwagę wzrost liczby testów domowych, gdzie wiele wyników testów nie jest znanych. Dodał jednak, że żadne źródło danych nie jest idealne.
"Hospitalizacje nie są doskonałe, ale z pewnością są lepsze niż liczba przypadków. Wskaźniki zgonów są nadal użyteczne, ale stanowią opóźniony wskaźnik" - powiedział. Nowe metody, takie jak nadzór nad ściekami, również mogą pomóc w monitorowaniu pandemii.
"Żadna z nich nie jest doskonała, ale gdy wszystkie razem wykazują tendencję wzrostową, możemy mieć poczucie, że nadchodzi nowa fala" - powiedział Dowdy. ?
Dom podzielony
Zdarza się, że osoby w tym samym gospodarstwie domowym różnie przechodzą pandemię - od braku zachorowań po łagodne lub nawet ciężkie choroby.
Przyczyn takich różnic może być wiele - powiedziała podczas briefingu Priya Duggal, PhD, MPH, profesor epidemiologii w Johns Hopkins School of Public Health. Różnice w narażeniu na działanie czynników zewnętrznych, reakcje immunologiczne, istniejące wcześniej schorzenia oraz sposób wentylacji domu mogą odgrywać pewną rolę. Ogólny stan zdrowia danej osoby może również wpływać na to, jak dobrze radzi sobie ona z infekcjami - powiedziała.
"Na pewnym poziomie wszyscy musimy zachować pewien stopień szacunku dla tego wirusa, zdając sobie sprawę, że możemy zachorować bardziej niż osoba obok nas" - powiedział Dowdy.
Więcej zachorowań podczas łagodniejszej pogody?
Na pytanie, czy możemy mieć do czynienia z letnią falą zachorowań, która wymagałaby powrotu do środków zapobiegawczych, takich jak maski i izolacja, Dowdy odpowiedział: "Ważne jest, abyśmy zdali sobie sprawę, że pod pewnymi względami jesteśmy już w trakcie fazy wzrostu zachorowań".
Powiedział, że istnieją wskaźniki wskazujące na to, że poziom transmisji koronawirusów w Stanach Zjednoczonych jest obecnie mniej więcej taki sam, jak podczas fali delta i prawie tak wysoki, jak wzrost zachorowań podczas pierwszej zimy pandemii.
"Obserwujemy niewielki wzrost, ale nie tak ogromny, jak w przypadku poprzednich fal" - powiedział Dowdy.
"Myślę, że pod pewnymi względami jest to zachęcające. Zaczynamy dostrzegać rozbieżność między liczbą zachorowań a liczbą hospitalizacji i zgonów" - powiedział Dowdy. "Ale jest to również trochę zniechęcające, że po tym wszystkim nadal obserwujemy wzrost liczby osób przyjmowanych do szpitala".
Dowdy dodał: "Obserwujemy więc wzrost liczby zachorowań. Czy będzie to wymagało od nas powrotu do bardziej restrykcyjnej polityki, to się dopiero okaże".